Co prawda nie całkowicie ale chyba poznałam przyczynę lub pozwoliłam sobie na przyswojenie jej.
Jak już pisałam wcześniej pomalowałam korytarz i za ciosem na następny dzień pomalowałam kuchnię. Wcale mi od tego lepiej się nie zrobiło.
Od poniedziałku wróciłam do pracy po krótkim urlopie.
Niestety moja latorośl daje się we znaki. Tak, wiem to okres dojrzewania , burza hormonów, trudny okres i nie wiem co kto jeszcze wymyśli. Ale to na pewno nie jest powód by tak się zachowywać i odzywać do mnie. Ale się nakrzyczała przez ostatnie dwa tygodnie. Nie, nie.... wcale nie codziennie. Najpierw w niedzielę po urodzinach od rana jej nie pasowała i trzaskała drzwiami. Przemilczałam .... Ale w poniedziałek od rana gdy zaczęła się awanturować - w zasadzie to nawet nie wiem o co. Nie wytrzymałam. To był bardzo nieprzyjemny poranek. Jechałam wtedy do Bydgoszczy na spotkanie firmowe więc po powrocie usłyszałam "przepraszam" - niestety takie bez emocji. Czyli jeszcze jej nie przeszło. Próbowałam z nią rozmawiać , niestety bez skutku. I tak tydzień mijał. W piątek pomagała mi przy malowaniu i niby było ok, ale ja czułam że jeszcze coś wisi. No i wisiało! Jak pierd...ło w sobotę to już mi sił brakło. Spakowałam torbę i powiedziałam , że ja się nie dam tak traktować, że wracam w niedzielę na obiad a ona ma sobie to wszystko przemyśleć i została pod opieką moich rodziców.
Już chciałam dzwonić do Floressy z zapytaniem czy mogę najbliższą noc spędzić na antresoli ale zadzwonił mąż do mnie i jak usłyszał mój głos to od razu wiedział że coś się stało. Jego nie da się oszukać, powiedział, że jak chcę to możemy jechać do mojego brata. I tak się stało. Odebrałam go z pracy i pojechaliśmy do Sebastiana. Flo, następnym razem - obym nie musiała wlatuję do Ciebie . Mało się odzywałam, ani w drodze ani na miejscu. Nie miałam sił ani ochoty o czymkolwiek gadać. Mąż bardzo kochany, dbał o mnie jak nigdy. Widział w jakim jestem stanie.
Muszę przyznać , ze gdy mi jest tak źle a on jest taki wspaniały to powoduje że mi jest jeszcze gorzej. W piątek po pracy zabrał mnie do sklepu, miałam sobie wybrać bransoletkę - tak bez okazji :) Płakać mi się chciało , bo ja taka smutna, mało się odzywam a on mi jeszcze prezenty robi.
Gdy wróciliśmy w niedzielę młoda nie wiedziała jak się zachować. Zjedliśmy obiad a później rozmawiałyśmy. Bardzo dłuuuuugooooo ..... Były tez i łzy. Mam nadzieję, że zrozumiała wiele. Bo ja rozumiem, że ona się złości , że ma prawo do swojego zdania, do tego by je bronić ale nie rozumiem jak można się tak odzywać i używać takich słów. Muszę się wybrać do pani psycholog Justyny do Bydgoszczy . Jeździłyśmy do niej dwa lata temu.Chcę porozmawiać z nią jak reagować, co robić i czy to jak teraz postępuję JA jest właściwe czy powinnam coś w sobie zmienić.
Ten tydzień minął bardzo fajnie w domu. Elf chodzi skruszona, lekko niepewna na co może sobie pozwolić. Widzę, że co nie co zrozumiała.
Jeszcze jedną trudną rozmowę miałam i bardzo trudną rozmowę i poważną decyzję do podjęcia miałam w pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz