poniedziałek, 9 grudnia 2013

Zdominował nas Ksawery

W ostatnich dniach..

Słuchałam komunikatów od czwartku ale uważałam, że nam nic nie grozi. Uznałam, że najbardziej narażenie są mieszkańcy pomorza.

Jakże się zdzwiłam w piątek. Od rana wiał wiatr bardzo silny. Do pracy wyjechałam dużo wcześniej i z obawy przed silnym wiatrem nie parkowałam auta przed sklepem ze względu na drzewa. Bardzo szybko pogoda się zmieniła. Oprócz wiatru pojawił się śnieg. W bardzo szybko śnieg pokrył ulice, chodniki, zasypał między innymi mój samochód.

Koleżanka miała problem z dojechaniem do pracy. W końcu zadzwoniła i powiedziała, że nie da rady dojechać. Więc na "ochotnika" zgłosiłam się, że zostanę w pracy do końca. Ale na szczęście Kasia dojechała i wyszłam szybko z pracy. Wyszłam krótko po godzinie 14.30. Do domu z pracy mam 20 kilometrów. Byłam przygotowana na długą jazdę, ale nie sądziłam że tak długą.

Po wyjechaniu z miasteczka zerwał się bardzo silny wiatr i sypał bardzo mocno śnieg. Byla taka zamieć, że widziałam koniec maski auta. Jechałam na czuja .... Uznałam , że coś jest nie tak i sie zatrzymałam. Gdy się lekko przejaśniło okazało się, że jednym kołem jestem w rowie :((( Nie mogłam sama wyjechać, dobrze, że dzień wcześniej zatankowałam samochód :D

Z okna auta świat wyglądał tak



Zadzwoniłam do męża, do ojca. Mąż  z kolegą z pracą ruszyli  mi na ratunek. A ojciec zadzwonił do znajomego , okazało się, że jest niedaleko. Trochę czasu zajęło jem zanim do mnie dojechał. W tym czasie nikt się mną nie zainteresował, nikt się nie zatrzymał by choć spytać czy potrzebuję pomocy.
Nagle zatrzymał sie TIR , za nim już był znajomy. Z auta wysiadł kierowca , Czech i spytał : "Potrzebujeś pomocy?" Odpowiedziałam, że tak ale pomoc już przyjechała. Pomógł wyciągnąć mnie z rowu a potem sam nie mógł ruszyć :(((
 Męża odwołałam, jak się później okazało to bardzo dobrze, bo nie dojechali by do mnie przez zablokowaną drogę wyjazdową z Inowrocławia.




 W domu byłam o 17.00 .Wracałam z prędkością 20 - 25km/h.

W sobotę byliśmy na 1 urodzinach syna mojej przyjaciółki. Niestety na skutek korku na drodze dojazdowej , tej która w piątek już była zablokowana nie dojechali wszyscy goście :( A byli 28 kilometrów od celu..

Dziś już nie ma śladu po śniegu, po zamieciach. Jako "pamiątka" zostały przy drodze hałdy śniegu , brudnego , zmarzniętego ....

4 komentarze:

  1. najważniejsze, że ty jesteś cała i że tak delikatnie w ten rów wjechałaś a nie z powodu utraty przyczepności czy coś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Keth, wracając wczoraj analizowałam tą drogę. Jak wyjeżdża się z miasteczka to droga prowadzi po łuku. I ja ten łuk "na pamięć" pokonałam. Ale za bardzo chciałam jechać po łuku, bo łukiem drogi zjechałam z drogi ;))

      Usuń
  2. To troche przezylas a mnie przypomnialo sie, jak stalam w korku na granicy austriacko- wloskiej ( zeszla lawina blotna) 12 godzin w sasiednim polskim zutobusie odmowiono nam herbaty. Herbate robil czeski autobus i bez problemu mozna tam bylo kupic. Bez komentarza. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  3. Lucia, w Czechach nadzieja ;))

    OdpowiedzUsuń