niedziela, 15 czerwca 2014

15 czerwca

Sobota, 14 czerwca imieniny mojego Elfa , przyjaciółki i pogrzeb Ryszarda.

O córce i przyjaciółce nie zapomniałam. Młoda po południu szła na grilla do koleżanki ze szkoły, a do południa wpadł mój brat na wspólną kawę i ciacho :)

Na 14.00 pojechałam z Kasią na pogrzeb. Bardzo mnie przybił. Alę wyściskałam i kazałam jej dzwonić gdy tylko ma potrzebę. Myślę, że miło jej było gdy nas zobaczyła. Znów sobie uświadomiłam jak kruche jest nasze życie. Jak szybko można je stracić. Ile tak na prawdę jesteśmy warci. Na pogrzeb zjechali się harley'owcy  nie tylko z całej Polski, ale i Europy - Francja, Szwajcaria, Anglia, Finlandia ...... Setki ludzi, setki motocyklów .... I ryk silników gdy wyniesiono urnę z domu pogrzebowego do miejsca spoczynku i później gdy urnę zasypano...... Setki przyjaciół , a ja cały czas myślę czy Ala ma kogoś kto jest przy niej , czy nie jest teraz sama.....


Po południu mieliśmy grilla, przyszli do nas znajomi, dwa małżeństwa i sama mamusia z córeczką. Miałam ochotę wszystko odwołać, ale dobrze , że tego nie zrobiłam. Dużo rozmawialiśmy, pytali też o Rysia, część znajomych go znała. I dużo się śmialiśmy , dobrze mi zrobił ten wieczór.

A dziś na luzie. Późne śniadanie, potem obiad miał być ale wpadli znajomi na kawkę i najpierw była kawa później obiad. Potem biegałam a następnie nic nierobienie. Paznokcie u nóg i rąk pomalowane, teraz siedzę/leżę w sypialni i pijąc piwo obmyślam plan działania na jutro. Wypadła mi jedna dziewczyna z pracy z najbliższe trzy dni i muszę dobrze zamieszać jutro w grafiku.

1 komentarz:

  1. masz rację... setki przyjaciół a tak naprawdę człowiek pozostaje sam ze swoim bólem :(

    OdpowiedzUsuń